Dzisiaj poniedziałek a więc dzień wolny od pracy... Czas więc dobry do tego, aby napisać, co robiłem przez ostatnie dwa miesiące.
Po wyleczeniu kolan („zespół przemęczeniowo – przeciążeniowy”)3 grudnia rozpocząłem przygotowania do nadchodzącego sezonu. Podobnie jak rok temu zdecydowałem się na budowanie wytrzymałości ogólnej poprzez bieganie, dotłaczając do tego basen.
Rozpocząłem bardzo spokojnie od 20 minut truchtu przez pierwsze kilka dni. Kiedy już się przyzwyczaiłem do wysiłku jakim jest bieg (szczególnie po ¾ roku spędzonych na rowerze jest to ciężkie) zacząłem zwiększać dawkę biegu – w dni powszednie między 40' a 1h20' a w weekedy 1h40' – 2h40'. W większości biegam w terenie, unikając asfaltu za to nie unikając podbiegów i ogólnie ciężkiego terenu (błoto, głęboki, kopny śnieg). Pomimo dwutygodniowej przerwy na początku stycznia spowodowanej lekkim przeziębieniem oraz rehabilitacją kolan (niech żyją terminy NFZ :-/ ) wyraźnie odczuwam powrót do dyspozycji – czasy na poszczególnych odcinkach skracają się, jestem w stanie także całkiem mocno zafiniszować czy też podbiegać, poza chwilowymi przypadkami przeciążenia (nie więcej niż jeden dzień na dwa tygodnie), kiedy robię wolne lub słabszy trening, mam ochotę do biegania i czuję się dobrze.
W ciągu tygodnia różnicuję czas i intensywność treningu, która waha się od 65 (dni luźniejsze, poprzedzajace dłuższe i bardziej intensywne treningi) do 80%.
Byłoby dobrze, gdyby choć trochę się ociepliło, ponieważ wypadałoby spędzać coraz więcej czasu na rowerze...