To był dobry weekend :-)
Komentarze: 1
Powolutku, powolutku zaczyna być dobrze :-). W piątek jazda „regeneracyjno - wypoczynkowa – 35km ze średnią 25km/h – trzeba było zebrać siły przed weekendem, zwłaszcza, że piękna pogoda zachęciła do spróbowania swoich sił z szosowcami. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. W sobotę uprzednio zdjąwszy błotniki wybrałem się na Cichy Kącik, gdzie od lat o 10 zbierają się krakowscy miłośnicy wąskich opon. Padło hasło „Olkusz”, trudno pomyślałem – nie lubię jeździć w dużym ruchu samochodowym, ale jak już przyjechałem, to przejadę z nimi. Początkowo pod górę i pod wiatr, wiec tempo słabe, przez kilka kilometrów poprowadziłem nawet grupę. Potem dogonił nas Putek i zaczęło się :-). Na zjazdach bardzo mocne tempo – momentami brakowało mi obrotu a głównym problemem było mocne trzymanie kierownicy na dziurach, jednak na podjazdach... próby ataków i podkręcania tempa spełzały na niczym i jechaliśmy (w już mocno okrojonym składzie :-) ) raczej powoli. Powiedziałbym nawet, że bardzo powoli. W każdym razie pomimo skoków trudnych do zniesienia na góralu utrzymałem się w pierwszej grupie w całkiem z całkiem sensownym samopoczuciem :-) Zaraz na początku drogi powrotnej jeden z szosowców złapał gumę, więc z Agnieszką stwierdziliśmy, że skoro mamy trenować a nie ścigać się z szosowcami, więc pojedziemy sobie swoim tempem i jeszcze dołożymy nieco kilometrów. „Nasze” tempo było na tyle równe, że średnia z 29km/h w Olkuszu wzrosła do nieco ponad 30km/h i do planowanych 80km z szosowcami dołożyliśmy jeszcze trochę i tym samym treningu wyszło 103km a wraz z rozjazdem i rozgrzewką 115. Pomimo niezbyt dobrych wrażeń z jazdy z szosowcami to był dobry trening.
W niedzielę z kolei również jechaliśmy w grupie, tym razem wszyscy na góralach (dla zainteresowanych – zbiórka w każdą niedzielę o 11 na rogu krakowskich Błoń koło Cracovii). Tempo mocne i równe – na początku trochę nerwowo na hopkach na Królowej Jadwigi tempo się nieco rozkręciło i ustabilizowało. Następnie wróciłem kawałek po kolegę, który się spóźnił i z nim na kole ruszyliśmy w pościg za grupą, która jechała całkiem żwawo. Gdy już ich złapaliśmy tempo się utrzymało a dodatkowo zaczęły się podjazdy na których grupka się rozerwała (a właściwie rozerwałem ją :-) ) i zostaliśmy w sześć osób. Kolejne kilometry i kolejne „gry i zabawy na świeżym powietrzu” odbywane na krótszych i dłuższych podjazdach. W sumie 70km i avs 30,4 plus rozgrzewka, plus rozjazd. To był dobry weekend :->>>
Dodaj komentarz